informacje



poniedziałek, 20 maja 2013

Kiedyś w laboratorium (27.)

Kończąc zajęcia z manganometrii i spuszczając z biurety roztwór nadmanganianu, przyłożyłem do strużki cieczy naelektryzowany długopis:

Strużka się odchyliła. Ot takie zabawy.
A już za parę dni relacja z pierwszej syntezy jaką przeprowadzam w ramach pracowni magisterskiej - będzie to pewna dipodstawiona triazyna. Jak bowiem możecie się domyśleć, dokumentuję fotograficznie każdy etap.

czwartek, 16 maja 2013

Zabawne hasła wyszukiwania

Wewnętrzne statystyki bloga oprócz takich danych jak ilość wejść i adresy z jakich pojawiają się wejścia, podają także hasła kluczowe wpisywane w wyszukiwarki za sprawą których ktoś znalazł się na tej stronie. Niektóre są naprawdę zabawne, inne świadczą o kulturze słowa:

* Związki roganiczne - 4 wejścia
* podgrzewanie mroczny sodu - 2 wejścia
* aun - 50 wejść
* ałón - 40 wejść
* zasiew hmur - 60 wejść

* alchemiczny bloger - 1 wejście
* barwniki rąslin - 3 wejścia
* anion jest dodatni - 1 wejście
* używana powłoczka na kołdrę dla dziecka (?!) - 1 wejście
* amon pada rokok - 1 wejście 
* jak wybielod firanki 
* równo wypieczone ciasto 

ostatnio pojawiło się jeszcze:
* aåłun - chyba szukał jakiś duńczyk.
* tera ekstraktowanie alchemi
* leczenie posklejeniu jelit
* wikingowie używali wybielaczy (?!) 
* czy klej klrjacy teflon do pstelni mje szk
* mityczny protoplasta arabów (?) 
* za duża dawka cyjanku nie szkodzi - 3 razy 
* chemiczki w łóżku 
* cy pestki s mandarynek maja cyjan - [odp. nie, pestki mandarynki, cytryny, pomarańczy i awokado nie mają cyjanku]
* gaz powstający wapno lasiwane 

Niemniej ciekawe były hasła przez jakie wchodzono na drugiego bloga. Ponad sto osób wpisało w wyszukiwarkę frazę "churagan" i znalazło się u mnie. Do najpopularniejszych należy "pd arlekina" szukane już trzysta razy wskazując na to jak trudno jest ludziom wpisywać litery ł i ó.

poniedziałek, 13 maja 2013

Ampułkowanie

Wspomnienie z otchłani lat, gdy jeszcze uczyłem się w technikum.

Ampułkowanie jest jednym ze sposobów na przechowanie roztworów, które mogą być wrażliwe na czynniki zewnętrzne. Typów ampułek jest wiele, natomiast na tamtych zajęciach zajmowaliśmy się ampułkami zatapianymi, mającymi postać szklanych banieczek zakończonych rurkę wyciągniętą w kapilarę.


Proces napełniania i zamykania takiej banieczki jest dosyć prosty: bierzemy suchą ampułkę i ogrzewamy banieczkę nad palnikiem. Powietrze wewnątrz rozszerza się i ulatuje rurką:
Jak widzicie, nie mogłem złapać ostrości, toteż w tle widać koleżanki. Gdy już ogrzaliśmy banieczkę, zanurzamy wylot rurki w roztworze - w tym przypadku była to woda destylowana. W miarę ochładzania się, powietrze w rurce kurczy się, tworząc podciśnienie zasysające roztwór do środka:
Gdy już napełnimy banieczkę, wkładamy kapilarny koniec w płomień palnika i zatapiamy. Szkło dosyć łatwo topi się w palniku gazowym, na tych samych zajęciach omawialiśmy też gięcie rurek szklanych, wyciąganie kapilarek i pipet itp.

Tak też otrzymujemy trwale zatopioną ampułkę, pozbawioną dostępu powietrza.Przed zatopieniem można wypełnić ją azotem. Ampułka tego rodzaju jest jednak jednorazowa - aby wydobyć z niej płyn, należy ją rozbić. Ja akurat tego nie zrobiłem - wraz z kawałkami wygiętych rurek zawinąłem ją w papier, po czym włożyłem do pudełeczka wyłożonego gąbką, gdzie jako szczególnego rodzaju pamiątkę przechowuję ją do dziś.


piątek, 10 maja 2013

Ostatnio w laboratorium (26.)

Na jednych z ostatnich zajęć analizy żywności, badaliśmy zawartość alkoholu w przeterminowanym soczku owocowym. Rozcieńczyliśmy próbkę, wlaliśmy do zestawu do destylacji i tak długo grzaliśmy, aż oddestylowało nam ok 100 ml. W destylacie powinien być zawarty cały alkohol z badanego produktu. Zawartość tego alkoholu wyznaczaliśmy piknometrycznie, to jest poprzez pomiar masy cieczy mieszczącej się w takim oto naczynku:

o bardzo dokładnie wyskalowanej objętości. Im większe są różnice gęstości destylatu od wody o tej samej temperaturze, tym więcej alkoholu zawiera. Niestety nasz destylat nie zawierał.

niedziela, 5 maja 2013

Jeszcze garść anegdot

A oto kilka kolejnych anegdot o chemikach, których nie umieściłem w poprzednich wpisach, bo na przykład wówczas o nich nie wiedziałem albo mi nie pasowały. Tym razem bez jednolitego tematu.

Chaos twórczy
Wynalazków dokonuje się w głowach. Nawet gdy dopomaga nam szczęśliwy zbieg okoliczności, trzeba uwagi aby w przypadku dostrzec nowe zjawisko. Często jednak wynalazek jest jedynie końcowym produktem dłuższego procesu, zaczynającego się w umyśle od myśli "a może by tak spróbować inaczej". Istnieją rozbudowane teorie innowacyjności, mające dopomóc w pomyśleniu o problemie na tyle niestandardowo, aby znaleźć dlań nowe rozwiązanie. Systematyczne i logiczne rozpatrywanie wszystkich możliwości, nawet tych najbardziej banalnych i z pozoru nieużytecznych, powinno doprowadzić wynalazcę do celu.
A gdy logika zawodzi, trzeba pomóc szczęściu. Mieszając, bałaganiąc, bawiąc się...

Robert H. Wentorf Jr. był amerykańskim chemikiem, zajmujący się głównie tworzeniem nowych materiałów. Już w latach pięćdziesiątych zwrócił na siebie uwagę pracami na temat przemian fazowych grafit/diament, w których stwierdził, że dla odpowiednio dużych ciśnień grafit stanie się diamentem dzięki katalizatorom w postaci stopionych metalów przejściowych. W kolejnych latach opracował technologię otrzymywania dużych kryształów, nadających się do użytku technicznego, jednak jego największe odkrycie dotyczyło czegoś innego.
Grafit jest polimorficzną odmianą węgla, będącą sześciokątną siatką tworzącą cienkie płaszczyzny, trzymające się siebie dosyć luźno za sprawą oddziaływań międzycząsteczkowych. Strukturę taką można porównać do stosu kartek papieru, w którym kartka składa się ze ściśle powiązanych włókienek, tworzących mocną strukturę, zaś poszczególne arkusze nie rozsypują się tylko za sprawą tarcia. Wentorf udowodnił, że stosując duże ciśnienie można sprawić, że te płaszczyzny zbliżą się do siebie na odległość podobną do tej, w jakiej znajdują się dobrze powiązane atomy w płaszczyźnie, i dzięki odpowiednim warunkom płaszczyzny scalą się, przechodząc w ścisłą i litą strukturę diamentu.

Gdy później szukał informacji na temat podobnych struktur, zwrócił uwagę na azotek boru. Jest to ciekawa substancja, o właściwościach zaskakująco podobnych do węgla. Bor i azot leża po dwóch stronach węgla w układzie okresowym - ten pierwszy ma o jeden elektron walencyjny mniej niż węgiel, a ten drugi jeden więcej. Jeśli połączyć je ze sobą w strukturę naprzemienną, to cała cząsteczka będzie miała tyle samo elektronów, co jej węglowy analog. Borazyna, będąca sześciokątnym pierścieniem z trzema azotami i trzema borami jest na tyle podobna do węglowego analogu, że bywa nazywana nieorganicznym benzenem.

Borazowym analogiem grafitu jest azotek boru - materiał składający się z warstw sześciokątnych siatek, powiązanych tylko oddziaływaniami międzycząsteczkowymi, mający postać miękkiej masy podobnej do wosku.

 Przeprowadził więc w umyśle analogię - jeśli azotek boru jest tak strasznie podobny do grafitu, z którego można zrobić diament, to czemu nie dałoby się zamienić go w borazowy analog diamentu? Idąc tym tropem szedł dalej "logiczną" ścieżką. Eksperymentował z wysokimi ciśnieniami, i stosował katalizatory z metali przejściowych, odpowiednie strukturą do struktur zamierzonych. Próbował zmieniać rozpuszczalniki, szybko zmieniać temperaturę, słowem - robił wszystko to co sprawdzało się w przypadku diamentów. I nic.
Postanowił zatem użyć innej metody, którą określał zasadą "Zrób jak najszybciej dużo błędów, a potem nie popełnij ani jednego". Chodziło zatem o wprowadzenie w proces twórczy chaosu i przypadkowych czynów,  których jednak potem należy wyłuskać rysującą się zasadę prowadzącą do celu. Zaczął więc wrzucać do reaktorów różne przypadkowe rzeczy - śrubkę, monetę, jakiś drucik leżący na stole...
Gdy przeprowadził kolejną syntezę zauważył że na powierzchni drucika pojawiło się kilka ciemnych ziaren, które mogły zarysować szkło. Dalsze badanie wykazało, że jest to poszukiwany materiał o twardości zbliżonej do diamentu. Sukces!
Ale jaką drogą? Drucik wrzucony do reaktora był wykonany ze stopu magnezu. Podczas rozpuszczania drucika w kwasie, aby oddzielić go od ziaren produktu, dawał się wyczuwać zapach amoniaku. Dla chemika stało się jasne, że magnez zareagował z obecnym w mieszaninie amoniakiem, tworząc azotek magnezu, ten zaś okazał się katalizatorem przemian strukturalnych. Dzięki takiemu katalizatorowi udało się produkować materiał, nazywany Borazonem, o twardości podobnej do diamentu, ale znacznie większej odporności chemicznej i termicznej.[1]

Pomysł tak głupi, że aż dobry
Z powyższą historią wiąże się jeszcze inna.
Jak to już napisałem, grafit składa się z warstw węgla ułożonego w sześciokątne pierścienie. Za sprawą idealnie aromatycznej struktury takich warstw, w jej obrębie materiał wykazuje wysokie przewodnictwo cieplne i elektryczne. Wiązania w takiej warstwie są ponadto bardzo trwałe, a ona sama bardzo mocna, stąd też po sukcesie z produkcją fullerenów i nanorurek, próbowano uzyskać takie monowarstwy. Niestety przez wiele lat bez rezultatu.
Aż do roku 2004 gdy dwóch  naukowców zaczęło bawić się w pracy. Jak tłumaczyli potem, między poważnymi pracami, od czasu do czasu zajmują się sprawdzaniem luźnych, głupich pomysłów. Jednym z nich było pytanie, czy warstwy grafitu można rozdzielić mechanicznie? I to tak, aby otrzymać jak najcieńszy kawałek?
Wzięli więc kawałek czystego grafitu i przylepili do niego taśmę klejącą, którą potem zerwali. Wraz z taśmą odkleił się kawałek grafitu. Przykleili więc drugi kawałek taśmy do otrzymanego kawałka, i rozdzielili ponownie. Po kilku takich rozrywaniach otrzymali małe kawałki grafitu, które prześwitywały. Badanie wykazały, że składają się z od jednej do kilku warstw. Nowo otrzymany materiał, nazwany grafenem, okazał się mieć na tyle niezwykłe właściwości, że zespoły badawcze zaczęły prześcigać się w metodach tworzenia go w większych ilościach. Naukowcy - Andre Geim i Konstantin Nowoselow otrzymali w 2010 roku Nagrodę nobla, a rolka taśmy klejącej i kawałek grafitu trafiły do muzeum.
Bo źle napisali
W 1886 roku dwaj lekarze Kahn i Hepp zajmowali się badaniem, czy naftalen, znany jako składnik naftaliny odstraszającej mole, będzie dobrym środkiem odrobaczającym przewód pokarmowy. Kupili naftalen w aptece i niespecjalnie przejmując się ostrożnością, podawali różnym pacjentom. Akurat na pasożyty związek pomagał bardzo słabo, ale pacjenci stwierdzili, że po zażyciu proszku ich dolegliwości bólowe się zmniejszyły, a jeśli mieli gorączkę to obniżała się. Zachęceni tym sukcesem doktorzy zaczęli czynić starania nad stworzeniem z tej substancji leku, jednak gdy dokładniej sprawdzili swój surowiec coś ich tknęło. Naftalen ma charakterystyczny zapach, natomiast to co oni posiadali, było bezwonne.
Apteczna etykieta na słoiku okazała się być zapisana tak niewyraźnym, "lekarskim" pismem, że trudno było ją odczytać. Oczywiste stało się więc, że testowali na pacjentach jakąś inną, nieznaną im substancję, przyniesioną im przez pomyłkę. Po analizie chemicznej okazało się, że był to acetanilid - acetylowa pochodna aniliny. [2]
Po dalszych testach substancję wprowadzono na rynek w tym samym roku, pod nazwą Antifevrin. Był to pierwszy lek przecowbólowy nie oparty na salicylanach. Niestety okazało się że wywołuje niedotlenienie i zatrucie, dlatego zastąpiono go mniej szkodliwa fenacetyną. Ta, znana jako składnik popularnej "tabletki z krzyżykiem" też okazała się szkodliwa, dlatego dziś stosuje się już tylko kolejną pochodną aniliny - paracetamol.
Ale o historii odkrycia paracetamolu napiszę za kilka dni....


------
[1] http://www.winstonbrill.com/bril001/html/article_index/articles/51-100/article61_body.html
[2] http://portails.inspq.qc.ca/toxicologieclinique/historique-de-lacetaminophene.aspx

piątek, 3 maja 2013

Kiedyś w laboratorum (25.)

Kiedyś w laboratorium zajmowałem się na zajęciach z chemii fizycznej pomiarem współczynnika załamania światła. Współczynnik ten decyduje o tym jak bardzo światło zmienia kierunek przy przechodzeniu z próżni lub gazu w fazę stałą. Jest natomiast definiowany jako stosunek prędkości falowych w jednym i drugim ośrodku. Gdy światło wpada w taflę szkła, zwalnia o blisko jedną trzecią, w diamencie o ponad połowę, ulegając załamaniu (refrakcji) i częściowemu rozszczepieniu.
Dla fizykochemików oprócz wartości identyfikacyjnej dla kryształów związków, badania refraktometryczne okazują się przydatne w badaniach stężenia roztworów - dla wielu substancji, w szerokim zakresie, wzrost współczynnika załamania roztworu, liniowo zależy od stężenia. Na tym też polegało nasze ćwiczenie.
Przyrządem jakiego użyliśmy był prosty refraktometr Abbego. Jest to prosty przyrząd, w którym badany roztwór wkrapla się w szczelinę między dwoma pryzmatami. Przy odpowiednim ustawieniu względem źródła światła, zachodzi całkowite wewnętrzne odbicie od powierzchni jednego z pryzmatów, co objawia się pojawieniem się granicy między jasnym a ciemnym polem:
Granica w starszych sprzętach jest niestety niezbyt ostra.
Płyn między pryzmatami zmienia przebieg promieni i powoduje, że aby granica przebiegała pośrodku pola widzenia, należy nieco obrócić pryzmat małym pokrętełkiem. Kąt ten zależy od współczynnika załamania, co łatwo sczytać z drugiej skali:

Skala procentowa jest przystosowana do mierzenia zawartości cukru, tu akurat badałem sok owocowy, stąd ok 7,5%