informacje



Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuba. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuba. Pokaż wszystkie posty

piątek, 1 czerwca 2018

Ostatnio w laboratorium (59.)

Gdy zakończyłeś przeprowadzać reakcję w dużej skali i rankiem następnego dnia od razu wiesz, że produktu będzie dużo:

Seria z obrazkami z labu wraca, bo znów zacząłem pracować w dziedzinie. Po kilku miesiącach przestoju po rezygnacji z doktoratu na UW dostałem się do firmy Selvita S.A. a konkretnie do niedawno otworzonego oddziału w Poznaniu. Firma zajmuje się głównie syntezami farmaceutyków na zamówienie oraz wstępnymi badaniami (in silica/in vitro), inną gałęzią jest szukanie kandydatów na leki na własny rachunek, dwie perspektywiczne substancje trafiły już do testów klinicznych.
Moje stanowisko polega na syntezach organicznych na skalę nieco większą niż to miałem do czynienia na uczelniach.
Oddział w Poznaniu jest jeszcze mały, nowi pracownicy są nadal poszukiwani, na razie panuje tam raczej towarzyska atmosfera (o oddziale w Krakowie czytałem raczej odmienne opinie). Siedziba laboratoriów mieści się na terenie kampusu Morasko UM, zaraz obok wydziału chemii, więc jeśli czytają mnie studenci stamtąd, to pozdrawiam.

Zdjęcie przedstawia wygląd mieszadła w reaktorze po przeprowadzeniu sprzęgania Suzuki. Jest to reakcja tworzenia wiązania węgiel-węgiel pozwalająca skleić nową cząsteczkę z różnych kawałków. Jednym z substratów są związki boroorganiczne a drugim halogenki, reakcję katalizuje pallad oraz słabe zasady. W moim przypadku łączone części były dość rozbudowanymi związkami aromatycznymi, wytwarzane było bezpośrednie wiązanie między pierścieniami, reakcja zaszła niemal ilościowo a produkt można było wydzielić przez krystalizację z mieszaniny poreakcyjnej. Po wyłączeniu mieszania i grzania, rankiem kolejnego dnia zastałem widok jak na obrazku.

środa, 9 lipca 2014

Dzisiaj na egzaminie...

... zostałem umagistrzony. I dobrze mi z tym.

Dojechałem do Siedlec nad ranem, aby jeszcze na ostatnią chwilę przejrzeć pytania. Najbardziej obawiałem się pytań o grupy zabezpieczające, bo nie wszystkie pamiętałem, dlatego jeszcze sobie powtarzałem. Pewną obawę wywoływało też pytanie o reakcje sprzęgania, wprawdzie bowiem umiej je objaśnić i podać przykłady, ale mylą mi się ci wszyscy Japończycy, który jest od której.

Z natury jestem osobnikiem łagodnego usposobienia, dlatego denerwować zacząłem się dopiero teraz. Nie byłem pewien jak jest z możliwością poprawki. Pozostało mi czekać tylko na członkow komisji. Równo o 11 wezwano mnie do gabinetu, gdzie siedziała już cała trójka - promotor, recenzent i przewodniczący.

Na początek proszę krótko przedstawić założenia i wyniki pracy.
A więc... (czy zaczyna się zdanie od "a więc"? - przemknęło mi przez myśl). Celem mojej pracy była synteza chiralnych ligandów...
Objaśniłem jakie prace na ten temat były już przeprowadzane, i wobec tego w którym kierunku prowadziłem swoje. Opisałem dwa etapy syntezy. Potem pierwsze sprawdzanie aktywności. Potem wpływ rozpuszczalników i zmiany soli. Na koniec pokazałem tabelkę z wynikami testowania ligandów w reakcji z różnymi aldehydami.
Pytanie - a proszę wobec tego wyjaśnić, dlaczego tu z benzaldehydem reakcja nie zachodzi.
Bo pewnie jest to związek mało reaktywny - strzeliłem z głupia frant.
A co wpływa na reaktywność aldehydów w takiej reakcji? Jakby pan to narysował dla różnych podstawników...
Więc narysowałem tą addycję i cząstkowe ładunki grupy karbonylowej po czym objaśniłem jak na reakcję wpływają podstawniki "wyciągające" i "napychające" ładunek pierścienia. Wszystko zgodnie z wiedzą. Tyle że z tego wynikało, że aldehydy z podstawnikami alkilowymi powinny być jeszcze mniej reaktywne niż benzaldehyd, a było odwrotnie. I oczywiście recenzent o to zapytał.
Chm... No to widocznie jest mało reaktywny w tej konkretnej reakcji? Recenzent  pokręcił głową.
Zasadę reaktywności pan zna, ale w tym konkretnym przypadku obstawiam na co innego - benzaldehyd łatwo się zakwasza i neutralizuje zasadę potrzebną do przebiegu reakcji. A teraz proszę wylosować pytania.

Jakoś tak mi się trafiło, że wylosowałem chyba najłatwiejsze - wyjaśnić pojęcia w temacie stereochemii i podać przykłady reakcji alkenów z czynnikami nukleofilowymi, rodnikowymi i utleniającymi. Ucieszyło mnie to bo wcześniej to powtarzałem, przez co do każdego zagadnienia podałem po dwa przykłady. Potrzebne były jeszcze dopytania, bo gdy jako przykład reakcji utleniającej podałem ozonolizę, to zapytano mnie o nazwę cyklicznego związku przejściowego, czego nie pamiętałem.
Na koniec pytanie odnośnie mechanizmu i stereochemii reakcji Henry'ego. To było w zasadzie proste, nie byłem tylko pewien czy proton dodawany na samym końcu reakcji pochodzi ze zprotonowanej zasady czy z będącego medium izopropanolu. No dobrze. Może pan poczekać na zewnątrz.

Toteż z drżącymi kolanami ale już uśmiechem na ustach, wyszedłem. A jaki był wynik? Nie najgorszy. Praca została oceniona zasadniczo dobrze, choć parę pomyłek w bibliografii się ostało (większość nazw czasopism w skrócie, kilka w formie pełnej). To, plus ocena z egzaminu dało mi łącznie ocenę 4,5.

Na koniec profesor zapytał a gdzie się wybieram po tym? Z rozbrajającą mnie samego szczerością wyznałem że nie mam pojęcia, ale myślę o studiach doktoranckich. Gdzieśtam...
To jeśli tak, to we wrześniu będzie nabór w PAN-ie - podsunął. Pomyślę. W zasadzie to ostatnio zainteresowała mnie chemia supramolekularna...
A to by nawet pasowało, bo się tam tym zajmują - objaśnił profesor, i szczerze mówiąc bardzo mnie tym zainteresował....

poniedziałek, 12 maja 2014

Pisząc...

Pisząc sobie właśnie pracę magisterską musiałem pogrzebać w bibliotece:

W sumie najwięcej czasu zajmuje mi robienie rysunków reakcji i wpisywanie danych do tabel, jakoś tak trudno mi się przybrać. Jeśli chodzi o literaturę, irytuje mnie że nie każda praca jest dostępna - uniwersytet ma Tetrahedron Lett. do 1991 roku. Ma też wykupiony dostęp do wersji elektronicznej, ale w formie dokumentów tekstowych prace są dostępne od 1995 roku. W niedostępnym przedziale znajduje się kilka prac w sam raz mi pasujących. Chyba się przejadę do Warszawy i poszukam w PANie.

A. Jeszcze mam poster do zrobienia.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Wiosenny zjazd SSPTChem - relacja (I.)

Uprzedzam, że relacja jest bardzo subiektywna. Zaznaczone omówienia tematu prac, nie są ich tytułami.

Czwartek nie był spokojnym dniem na wyjazd. Jeszcze z samego rana miałem zajęcia laboratoryjne - oznaczanie alkoholu w przeterminowanym soku (alkoholu nie było), które na dodatek trochę mi się przedłużyły. Gdy tylko skończyłem poleciałem do akademika po spakowany plecak i torbę, po czym dręczony niepokojem, czy aby przygotowana prezentacja nie jest zbyt krótka, poszedłem do biblioteki gdzie w naprędce dodałem dwa slajdy i trzy przypisy.
A potem pakowanie się do samochodu. Pojechaliśmy samochodem wraz z wykładowczynią, dr Kroczewską, a z nami postery. Część osób pojechała z kimś innym. Cała nasza uczelniana grupa składała się z 6 osób, z czego ja i Monika mieliśmy prezentacje ustne, a pozostałe cztery osoby postery. Pogoda nie za przyjemna - pochmurno i chłodno, a i drogi nie najlepsze. Zdążyliśmy akurat na kolację, na którą podano kartacze - jak dla mnie po prostu duże pyzy z mięsem. Po czterogodzinnej jeździe byliśmy tak zmęczeni, że na inauguracji zaczynałem przysypiać.
 Tą inauguracją był wykład planarny dr inż. Jana Ramzy, pracującego w Polpharmie, i mający traktować o innowacjach w przemyśle farmaceutycznym. Nie wiem czy to tylko moje wrażenie, ale o innowacyjności było tam zaledwie napomknięte, zaś większość wykładu zajęły opowieści o tym jaka ta jego firma jest wielka, w ilu krajach ma filie, ile osób tam pracuje a zwłaszcza jakie to a jakie nagrody i pochwały firma zebrała. Natomiast co do samego przemysłu, potwierdza się smutna prawda że poza gigantami, mającymi pieniądze na wprowadzenie nowych leków, w zasadzie wszyscy inni zarabiają na lekach generycznych - to jest "tańszych zamiennikach" produkowanych tak, aby ominąć zastrzeżenia patentowe. Jeśli patent leku na migreny zastrzega produkcję przez syntezę z kondensacją aldolową a produktem jest monohydrat o kryształkach jednoskośnych; to można go ominąć stwarzając tą samą substancję poprzez powiedzmy  utlenianie ketoli i tak, aby otrzymać amorficzny bezpostaciowy proszek. I tak powstają "nowe" leki.


Ośrodek Augustowia w Przewięzi składał się z dwóch budynków z pokojami i położonymi w suterenie obszernymi salami, w których na jednej odbywały się wszystkie prezentacje, a w drugiej obiady, sesja posterowa i wieczorne imprezy. Całość położona na wzniesieniu. Tuż obok przesmyk między dwoma jeziorami i śluza jednego z kanałów żeglugowych. Jeziora były wciąż jeszcze zamarznięte zaś w lasach leżała nadal gruba warstwa topniejącego śniegu.

Mimo to już następnego dnia czuć było wyraźnie powiew wiosny. Wypogodziło się najpiękniej i można było wyjść na zewnątrz bez kurtki. Wszystkich uczestników było około 120 osób, przy czym 40 miało prezentacje ustne, a pozostali przygotowali postery. Zjedliśmy śniadanie (szwedzki stół z wędlinami i marmoladą), po czym przeszliśmy do drugiej sali, na wykład otwierający sekcję interdyscyplinarną. Wykład był bardzo interdyscyplinarny - dr hab. Leszek Łęczyński opowiadał o badaniach środowiska na Spitsbergenie, gdzie kilka uczelni ma swe bazy naukowe. Dowiedzieliśmy się dużo o niełatwych warunkach lokalowych na wyspie, o pięknie polarnej przyrody, a także jej niebezpieczeństwach w postaci kręcących się koło baz niedźwiedzi, bardzo chętnych aby skonsumować jakiegoś biologa czy glacjologa, przez co przy każdym dłuższym wypadzie należy zabierać ze sobą strzelbę mając na dzieję, że umie się z niej celnie strzelać.

Po wykładzie zastanawiałem się co też ciekawego mógłby mieć tam do roboty chemik?

Następnie wyszedłem na chwilkę na zewnątrz z kubkiem herbaty i tak się zasiedziałem, że spóźniłem się na pierwszą prezentację ustną Moniki Chylińskiej, na temat badań materiału ścian komórkowych przy pomocy mikroskopu Ramana. Po niej przemawiał Adrian Fabisiak na temat syntezy dwupeptydowego analogu zakończenia mRNA. Kolejna była prezentacja Pauliny Filipczak, mówiącej na temat wpływu nanocząstek srebra na rezonans ramanowski wody. Zaciekawiło mnie to. Woda może wykazywać rezonans Ramana w świetle lasera, dając dwie grupy sygnałów - jeden pochodzący od cząsteczek swobodnych a drugi od cząsteczek połączonych w labilne asocjaty. Zgodnie z przewidywaniami im wyższa temperatura, tym słabszy sygnał dają asocjaty, teraz okazało się, że nanocząstki srebra dają podobny efekt.

Kolejnym prelegentem był Tomasz Klucznik, który mówił o leczniczych zastosowaniach preparatów z muchomorów. Zaczął od paradoksalnego stwierdzenia, że muchomor czerwony nie jest trujący, a przynajmniej nie śmiertelnie, bo w literaturze medycznej brak opisu przypadku zatrucia cięższego, jak objawiający się biegunką i wymiotami. Następnie omówił zastosowanie związków czynnych z tego grzyba, po czym przeszedł do omówienia właściwości kulinarnych, stwierdzając że odpowiednio przyrządzone dobrze smakują - wie bo sprawdzał - i wywołują ciekawe halucynacje - wie bo też sprawdzał. Jak łatwo się domyśleć, prezentacja wzbudziła zainteresowanie.

Następna była Katarzyna Kulczycka-Mierzejewska, która przedstawiała wyniki symulacji metodą dynamiki molekularnej dopasowania antybiotyków linkozamidów, do rybosomu bakteryjnego zwykłego i zmutowanego. Rzecz polegała na symulowaniu kształtu połączenia antybiotyku z rybosomem i sprawdzeniu czy można w ten sposób stwierdzić, jak niewielka mutacja umożliwia bakteriom uodpornienie się na ten antybiotyk. Symulowane połączenie jest dosyć duże a dla lepszego zbliżenia do warunków naturalnych, otoczono je otoczką solwatacyjną i zobojętniającymi kationami. Do przeliczania zmian położeń łącznie 900 punktów-atomów użyto klastra informatycznego, któremu zajęło to kilka minut. Tak wygląda dziś biochemia teoretyczna.

Potem nastąpiła przerwa na herbatę i ciastka, podczas której wyszedłem. W silnym słońcu można było odnieść wrażenie, że jest już wiosna, nawet pomimo pryzm śniegu wokół. Miałem ochotę wyjść na spacer po okolicy, bo być na mazurach i nie widzieć jeziora, to rzecz karygodna. Grafik był jednak niestety dosyć napięty, na tyle że gdy zagapiłem się przy chwilce wygrzewania na słońcu, spóźniłem się na następną prezentację Adama Łuczaka, na temat polaryzacji bramki elektrody w tranzystorach organicznych. Po niej Marzena Szymańska mówiła na temat identyfikacji soli pirydiniowych w produktach termolizy trygoneliny, metodą UPLC/MS. Po niej zaś Ewelina Wileńska przedstawiła swoje próby z kapsułkowaniem organicznych diod świecących.
Diody elektroluminescencyjne, w skrócie nazywane LEDami, stają się coraz popularniejszymi źródłami światła. Składają się z warstw półprzewodników między elektrodami. Przepływ prądu, po przekroczeniu pewnego granicznego napięcia, polega w półprzewodnikach na wprowadzenie elektronów w stan wzbudzony, w którym stają się ruchliwe w masie półprzewodnika, stającego się wówczas przewodnikiem. W diodach przechodzenie elektronów z powrotem na stan niższy wywołuje świecenie o dużej wydajności energetycznej, stąd prąd potrzebny do zasilenia jest mniejszy niż w żarówkach.
Prezentacja dotyczyła usprawnień diod zawierających materiały organiczne i bardzo łatwo, w ciągu zaledwie kilku dni, ulegające utlenieniu. O ile dobrze pamiętam najlepszą metodą okazało się zamykanie diody w przestrzeni wypełnionej azotem i uszczelnionej żywicą.

Po niej Agnieszka Wronka omawiała chromatograficzne analizy związków kompleksowych, po czym zaczęły się prezentacje sekcji polimerów, biopolimerów i chemii przemysłowej.

Pierwsza prezentacja z tej sekcji dotyczyła energetycznego wykorzystania glonów, a przedstawiła ją Magdalena Gos. Hodowane w odpowiednich warunkach glony potrafią niezwykle szybko powiększać swą masę, a po oddzieleniu od wody mogą stać się całkiem niezłym surowcem. Można wyciskać z nich olej, nadający się do przerobu na biodiesel, można je spalać, można wyodrębniać z nich białko paszowe, niektóre potrafią wytwarzać wodór, a wystarczą do tego napowietrzone zbiorniki i dużo słońca. Prezentacja była dosyć ciekawa.
Po niej Diana Rymuszka mówiła o modyfikowaniu plazmą polietero-eteroketonu, tworzywa sztucznego znajdującego coraz szersze zastosowanie. Po potraktowaniu plazmą niskotemperaturową powierzchnia materiału zmieniała swą zwilżalność i zdolność do absorpcji - jednak przejściowo. Po niej Ilona Warych omawiała próby z otrzymywaniem nanokapsułek polilaktydu z zawartymi w nich substancjami aktywnymi. Taka forma może być użyta do choćby innej formy podania leków.
Gdy dochodziliśmy już powoli do pory obiadowej, a co niektórym zaczynało burczeć w brzuchu, ostatnią prezentację na temat modyfikowanych poliimidów używanych jako membrany do oddzielania dwutlenku węgla od innych gazów, wygłosiła Magdalena Wójtowicz. Membrana selektywnie przepuszczająca gazy mogłaby być użyta do oczyszczania spalin i wyziewów przemysłowych, stąd przydatne wydają się próby z coraz to lepszymi materiałami.

Teraz nastąpił obiad, po którym miało odbyć się kilka prezentacji, z moją włącznie. Jedząc rozważałem sobie różne opcje, uznając że to najlepsza pora na krótki spacerek. Najwyżej nie zobaczę jakiejś prezentacji. Z tą myślą szybko zjadłem i wybrałem się na obchód okolicy. Najpierw przyjrzałem się śluzie tuż obok ośrodka, łączącej jezioro Augustowskie ze Studziennicznym. W śluzie szumiała woda:

Choć jeziora okazały się w całości zamarznięte:

Postanowiłem zatem pójść brzegiem jeziora po prawej. Początkowo próbowałem po brzegu południowym, ale okazał się za bardzo zaśnieżony, poszedłem więc brzegiem północnym, mijając liczne, dziś zupełnie puste ośrodki. Był to dosyć ostry stok, porośnięty gęstym lasem. Teraz, przed sezonem, można by wręcz uwierzyć że to dzika okolica - jeśli oczywiście nie zwracać uwagi na pojawiające się tu i ówdzie śmieci i butelki po piwie. Dwa razy spotkałem sarny, za bardzo jednak płochliwe aby je sfotografować, toteż jako element przyrody uchwyciłem tylko łabędzia:
Większość ścieżki była sucha, zdradliwe okazały się jednak płaty śniegu - z wierzchu równe i suche, kryły pod sobą zróżnicowane formy terenowe, miejscami, jak się przekonałem, dochodząc miąższością do kolan. U spodu rozmoknięte i stające się śniegowym błotem, od którego szybko przemokły mi buty. Jak się miało potem okazać, nie było to jeszcze najgorsze.
Przewędrowałem tym sposobem aż do przewężenia jeziora, podczas gdy w ośrodku dr hab. Agnieszka Szumna wygłaszała zapewne interesujący wykład planarny, na temat organicznych kontenerów molekularnych, to jest struktur unieruchamiających cząsteczki w odpowiedniej pozycji i miejscu, umożliwiając dalszą reakcję w określonej konfiguracji. Gdy zaś zawracałem, wytrząsając śnieg z butów, odbywała się pierwsza prezentacja z mojej sekcji, w której z pewnością niezmiernie interesująco Jolanta Bazan mówiła ta temat użycia tlenku trifenylofosfiny jako prekursora diarylofosfin. Gdy jeszcze kończyła, ja zjawiłem się w pokoju, zastanawiając się nad sposobem osuszenia butów i skarpetek. Niestety bowiem nie wziąłem skarpet na zmianę, ani choćby kapci. Powyżymałem więc skarpetki, obtoczyłem papierem toaletowym i wycisnąłem do sucha. W podobny sposób obsuszałem buty, gdy na sali Anna Bujalska zaczynała mówić na temat makrocyklicznych, dwupodstawionych cyklodekstryn. Buty były jednak wciąż wilgotne, więc owinąłem stopy papierem toaletowym, wcisnąłem w buty i zbiegłem na dół, do sali, zdążywszy na koniec tej prezentacji.
Tuż przede mną mówił  Bartłomiej Fedorczyk, omawiając swoje doświadczenia z syntezą antyangiogennych peptydów i ich mimetyków. Angiogeneza to proces tworzenia siatki naczynek krwionośnych w guzie nowotworowym, zapewniającymi mu składniki odżywcze, jednym więc ze sposobów leczenia jest podawanie substancji, które ten proces hamują. W prezentacji porównywano leki oparte na peptydach, oraz ich analogi strukturalne, zawierające na przykład niebiologiczne beta-aminikwasy.

Po tej prezentacji nastąpiła przerwa herbaciana, podczas której zrzuciłem prezentację na pulpit komputera. Potem, gdy przyszło co do czego, okazało się że trzeba było wrzucić ją do odpowiedniego folderu, bo przed końcem przerwy kto inny w ramach czyszczenia usunął wszystkie prezentacje z pulpitu, przez co musiałem zrzucać swoją ponownie.
Bardzo łatwo siedzieć na widowni, i oceniać jak co komu idzie; myśleć sobie "A, za szybko mówi; a głos drży; a coś tak niewyraźnie powiedziane; a mogłoby być lepiej" - dlatego też nie tak łatwo stanąć potem przed całą salą, w uwadze, wiedząc że takie samo ocenianie zaczyna się teraz w głowach patrzących, że każdy potknięcie zostanie zauważone. A z potykaniem się, jak zauważyłem podczas spaceru, jest tak, że czym bardziej patrzy się pod nogi aby nie upaść, tym częściej wpada na coś dużego, tuż przed sobą. Toteż żeby szybko przejść przez ten krytyczny moment rozpoczynania, chrząknąłem i zacząłem:
 "Będę dzisiaj opowiadał o dosyć ciekawej reakcji... która może następować, przebiegać w gazowanych napojach, jakie każdy z nas zna. Benzoesan sodu, często dodawany do takich produktów, jest..."
Starałem się mówić płynnie, choć w zasadzie była to raczej mówcza improwizacja, jako że tekstu ostatecznego sobie nie przygotowałem. Najpierw skupiłem się na pokazywaniu wskaźnikiem ważniejszych informacji na danym slajdzie; zaraz przypomniałem sobie że to przecież do ludzi, więc się obróciłem, i tak na zmianę, półobrotem, dobrnąłem do końca. Zdaje się że kogoś rozbawiła informacja o japońskiej pracy na ten temat, która zapewne potwierdzała ustalenia poprzedników, ale nie została przetłumaczona na angielski i nie wiadomo co tam jest napisane. Jedno pytanie od widza dotyczyło zawartości benzenu w polskich napojach. I tyle. Proszę siadać.

Uff...!

Ale to jeszcze nie koniec dnia. Ledwie usiadłem i odsapnąłem, a wstała Magdalena Jaklińska, aby opowiedzieć o problemach w syntezie przez addycję Michaela związków typu tlenków fosfin do produktów redukcji Bircha. Nie pamiętam na czym polegały te problemy. Po niej przemawiał Szymon Jarzyński, a mówił na temat zastosowania optycznie czystych azirydynoalkoholi jako katalizatorów w syntezie asymetrycznej. Wyszło mu, że dobrze się do tej roli nadają.
Jako ostatni mówił Adrian Kasztelan, omawiając syntezę chiralnych związków fluoroorganicznych z czwartorzędowym centrum stereogenicznym. O ile dobrze pamiętam, syntezy tego typu okazały się obarczone niezbyt dużym nadmiarem enancjomerycznym, ale jednak możliwe, czym dotychczas mało się zajmowano. A potem nastąpił obiad, który bardzo mi smakował.

Gdy jedliśmy obiad sala była już udekorowana posterami.

Poster jest formą prezentacji wyników badań, czy przeglądu literaturowego. W zasadzie jest to plakat zawierający opis tekstowy i graficzne przedstawienie danych, a więc wykresy czy schematy, często na kolorowym, obrazkowym tle. Część zgłoszeń na konferencję, pierwotnie planowana na prezentację ustną, została zamieniona w postery z powodu ograniczeń czasowych. Forma graficzna dowolna, zaś sposób zawieszenia jeszcze bardziej różnorodny (niektóre spadały). Jeden z posterów, dotyczący krytycznego omówienia teorii homeopatii, został okręcony wokół czwórgraniastego słupa, przez co aby doczytać treść, należało obchodzić go dookoła. Autor, Michał Dąbrowski, dostał potem wyróżnienie w kategorii "najoryginalniej powieszony poster".
Koleżanka z grupy miała tu poster na temat analizy włosa, o czym będzie pisała pracę magisterską:
Zapamiętałem kilka posterów. Jeden dotyczył biotransformacji za pomocą korzeni włośnikowych. Rośliny wchłaniają z gleby różne substancje i przeprowadzają na nich przemiany biochemiczne. Część przetworzonych substancji jest wydalana z powrotem - stąd pomysł aby zaprząc rośliny, a konkretnie ich korzenie, do przerobu jednych substancji w drugie. Gdyby się to udało, można by tanim kosztem i na dużą skalę przeprowadzać procesy bez potrzeby zużywania drogich i szkodliwych chemikaliów. Jedna z technik polega na pobraniu wierzchołków korzeni włośnikowych, i zasadzeniu ich na pożywce. Taka grupa komórek rozrasta się, tworząc podobną do pleśni siatkę samych tylko korzeni, bez utworzenia pędu rośliny. Autor, Paweł Zieliński, przedstawił swoje próby z przetwarzaniem w ten sposób flawonoidów, które były hydrolizowane, utleniane lub redukowane przez kultury korzeni.
Inny poster, dotyczący badań powierzchni komercyjnego tlenku glinu, zaciekawił mnie użyciem do opisu powierzchni ziarna funkcji fraktalnych - sam niedawno zastanawiałem się, czy dałoby się takie struktury mikroporów opisać w taki sposób.  Zdaje się, że autorowi, Dawidowi Myśliwcowi, udało się znaleźć zależność wiążącą wymiar fraktalny powierzchni ze zdolnościami absorpcyjnymi, co daje nadzieję na możliwość bardziej ścisłego opisu takich zjawisk, na przykład w chromatografii.
Kolejny, który wpadł mi w oko, dotyczył obliczeń teoretycznych używających modelu hantli do opisu cieczy jonowych. Ciecze jonowe można określić jako sole płynne w warunkach normalnych, lub ciecze składające się tylko z anionów i kationów. Jeśli założyć, że kształt jonów jest z grubsza kulisty, a oddziaływania między nimi liniowe i kierunkowe, to pary anion-kation można opisać podobnie do modelu cząstki w kształcie hantli, co zdaniem autorki, Moniki Kaji, może być przydatne w modelowaniu pewnych zjawisk.
Inny poster, Moniki Kozłowskiej, dotyczył analizy zawartości kofeiny w kawach z różnych wrocławskich barów i restauracji. Najmocniejsza okazała się kawa w klubie, nie na darmo nazwanym "Trumienką".
Zainteresowanie wzbudził poster Michała Sawczyka, na temat wpływu sposobów przyrządzania muchomorów czerwonych, na zawartość substancji psychoaktywnych. Poster zawierał też przepisy.



Mógłbym na tym zakończyć omawianie pierwszego dnia, ale jak to zwykle na takich imprezach, teraz zaczynała się część nieoficjalna. Poprzedniego dnia z powodu zmęczenia odpuściłem sobie dyskotekę, choć koleżanki z grupy mówiły mi, że całą noc przegrały na pingpongu. Tym razem zanosiło się na cichsze zabawy, zatem udałem się do jadalni zobaczyć co też. Początkowo powstał pomysł, aby zagrać w "psychopatę", ale potem ktoś rozłożył na ścianie płachtę, włączył rzutnik i zaczęły się kalambury, które przeciągnęły się do bardzo późna. Po kilku rundach z rysowaniem przeszliśmy na pokazywanie, dając upust wyobraźni.
 To doprawdy zaskakujące z czym mogą się ludziom kojarzyć takie pospolite hasła, jak "piesek" czy "misjonarz"...

A potem położyłem się spać i tak minął pierwszy dzień.
Następny zaś obfitował w takie atrakcje i emocje, że omówię go w osobnym wpisie.




czwartek, 4 kwietnia 2013

Wiosenny zjazd SSPTchem

W przyszły czwartek będę miał okazję pojawić się w szerokim świecie. Wprawdzie to pojawienie się będzie miało zakres bardzo skromny, ale zawsze to jakiś początek. Oto bowiem zgłosiłem się jako uczestnik na wiosenny zjazd Studenckiej Sekcji Polskiego Towarzystwa Chemicznego w Przewięzi pod Augustowem i będę na nim wygłaszał krótkie wystąpienie ustne.

Zjazdy tego typu, choć z wyglądu bardzo podobne do pełnoprawnej konferencji naukowej, mają z reguły ten cel podstawowy, aby różni pasjonaci z innych części kraju mogli się poznać. W tym konkretnym przypadku czytelnicy bloga którzy znajdą się na zjeździe - a przecież niewykluczone że kilku się pojawi - będą mieli okazję poznać jego autora*.
Jeśli chodzi o temat prezentacji, to postanowiłem wybrać taki, z którym od dłuższego czasu zmagam się tutaj - to jest z tą nieszczęsną reakcją kwasu benzoesowego z witaminą C, na który to temat odpowiedniego wpisu nie mogłem ukończyć od dłuższego czasu. Wybór taki ma tą zaletę, że przygotowując się na konferencję mogłem wreszcie ukończyć ten wpis, który jest teraz na etapie uzupełniania źródeł i zostanie tak ustawiony, aby ukazał się, gdy już będę na miejscu. Tytuł wystąpienia to "Reakcje rodnikowej dekarboksylacji w produktach spożywczych a zagrożenie toksykologiczne" - przy czym patrząc na niego dzisiaj mam wrażenie, że jednak sformułowałem go niezbyt zręcznie. Człon "zagrożenie" sugeruje sprawę poważniejszą niż jest faktycznie i brzmi szumnie, z kolei człon "reakcje" nie zupełnie pasuje, w sytuacji gdy z ledwością udało mi się znaleźć drugą reakcję podobnego mechanizmu. Ale cóż - już dawno zgłosiłem i dziś nie zmienię.
Czy na pewno nikt nie ma żadnych pytań?

Oczywiście po powrocie postaram się wrzucić tu jakąś dłuższą relację.
--------
* i przekonać się że jest gadatliwym studentem o skłonnościach do długotrwałego nieróbstwa

sobota, 16 marca 2013

To już dwa lata

Jak to ten czas szybko leci...

Właśnie mija druga rocznica założenia bloga i zanosi się na to, że to dopiero początek. Ale na poczatek trochę statystyk:

Dotychczas opublikowałem 102 posty (nie licząc tego), komentowane 240 razy. Liczba przeglądań sięgnęła 182 700 zajrzeń. Średnia przeglądalność utrzymuje się w ostatnim czasie na poziomie 200-300 wizyt dziennie. Najpopularniejsze posty:
* Mieszaniny ogrzewające (13380)
* Anegdoty o chemikach i ich wypadkach (13145)
* Kiedyś w laboratorium... 11. (10700)
* Z cytryną czy bez? (10165)
* Kwasek śmierci i inne bzdury (9186)

Jeśli chodzi o żródła to najczęściej wchodziliście na bloga ze stron: Wykop.pl (59800), Blog de Bart (3100), Klikd.pl (1910), Facebook (1540), Czajniczek Pana Roussela (390). Większość wejść z Polski, Wielkiej Brytanii i USA. Około 2% stanowiły wejścia z urządzeń przenośnych, jak iPady i tablety.

Od czasu do czasu dostaję e-maile od czytelników, chcących się zapytać o to bądź owo. Ostatnio ktoś z USA wysłał mi zdjęcie białego proszku, z zapytaniem czy to cyjanek - odpowiedziałem "cyjanek, talk albo i soda - to może być cokolwiek". O co chodziło nie wiem. Także parę osób "w realu" wspominało że znają tą stronę.
Jeśli chodzi o sprawy bardziej prywatne - dotarłem już do czwartego roku studiów i będę przygotowywał się do rozpoczęcia realizacji pracy magisterskiej. Ostatnie problemy z zaliczeniem jednego z przedmiotów pokazały mi, że jestem jednak słabszym studentem niż to o sobie mniemałem. W kwietniu wybieram się na studencką konferencję. Żyje się.

A ja taki zapadany...


A dalsze plany? Mam kilka zaległych notek do dokończenia więc raczej pomysłów do pisania mi nie zabraknie. Ale o tym przekonacie się sami.

środa, 26 września 2012

Półtora roku, licencjat i inne zdarzenia

Jakiś tydzień temu minęło półtora roku od momentu założenia bloga. Cieszę się, że jak dotychczas nie straciłem ani chęci ani pomysłowości do tego aby wciąż pisać, choć w wakacje nie było łatwo zebrać się w sobie i skończyć rozpoczęte wpisy - liczba tych zaległych i nieukończonych sięgnęła już 10. Teraz więc może nieco statystyk

Ilość wejść na stronę wynosi właśnie 86 806, od czasu rocznicowej notki wzrost wyniósł zatem ok 58 tysięcy wejść. Średnia dzienna przeglądalność utrzymuje się na poziomie 150-200 wejść. Dwie najpopularniejsze nowe notki z tego okresu, to zarazem najbardziej popularne w ogóle. Pierwsza, zaplanowana jako krótka migawka z cyklu obrazków z laboratorium, to:
- Kiedyś w laboratorium 11. -  10 735 wejść, 15 komentarzy. Kwestia tego dlaczego herbata zmienia kolor po dodaniu cytryny okazała się najwyraźniej niezwykle interesująca. Kontynuując temat napisałem więc drugą o zdrwotności picia herbaty, która popularnością niewiele ustępuje tej pierwszej:
- Z cytryną czy bez? - 9889 wejść.
Dwie następne z tego okresu to:
- Ałun - 1670
- Chemik na miejscu zbrodni - próby analityczne na krew - 1055

Najczęściej na bloga wchodzono ze stron: wykop.pl, Blog de Bart, klikd.pl, Facebook (co jest o tyle ciekawe, że blog nie ma prezentacji na tym portalu) i NewChemistry.eu. Najczęstszym słowem kluczowym przez które odnaleziono stronę, było "Znane obrazy" - niewykluczone więc że skrobnę coś jeszcze na temat chemii malarstwa na przykładzie najsłynniejszych dzieł.
Jak widzicie wciąż nie wpuszczam na stronę reklam i nie zamierzam.

A co tam u mnie?

Zaliczyłem pracę licencjacką na temat "Katastrofy Jądrowe" pod kierunkiem dra hab. Krzysztofa Wojciechowskiego. Przyznam szczerze, że nie jestem z niej całkowicie zadowolony; konieczność zmieszczenia wywodów na kilkunastu stronach spowodowała, że musiałem pominąć niektóre kwestie dla mnie wprawdzie ciekawe, ale w zakresie tematu niezbyt ważne. W dodatku wybór tematu w mniejszym stopniu zależał ode mnie, zabrałem się bowiem dosyć późno za jego zaklepywanie i takie jak "Trójniciowe DNA w enzymach" czy "Stereochemia związków siarki" były zajęte gdy już się za to wziąłem.
Z zaliczeniami przedmiotów miałem trochę problemów (jak co roku zresztą) ale poradziłem sobie. Na sam koniec zaliczyłem jeszcze egzamin licencjacki, będący przepytką dotyczącą zagadnień jakich nauczano mnie przez ostatnie trzy lata. Na szczęście zaliczyłem go na 4+ i na dyplomie mam ocenę 4.

Jeśli chodzi o wybór studiów magisterskich, uznałem że właściwie nie ma powodu przenosić się gdzieś dalej i zostałem w Siedlcach. Wybrałem kierunek chemia organiczna, więc spodziewajcie się w następnych miesiącach relacji z co ciekawszych syntez. A cóż poza tym? Spędziłem całkiem miłe wakacje, porobiłem trochę planów i oczywiście nadal będę kontynuował pisanie Nowej Alchemii.


piątek, 16 marca 2012

To już rok!

Rok temu, 16 Marca, założyłem bloga i wpisałem powitalną notkę. Jak to ten czas zleciał.

Przystępując do tego nie byłem pewien, czy podołam. Mogło się w pewnym momencie okazać, że po prostu nie wystarcza mi czasu, albo pomysłów, i blog stałby się jednym z tych licznych, opuszczonych, w połowie powstrzymanych, jakie wypełniają mroczne zakątki internetu. Na szczęście pomysłów nie brakuje, i choć czasem nie mogę się zmobilizować aby przebrnąć przez bardziej obszerne teksty, to przecież mogę zawsze dorzucić coś z fotograficznych archiwów.
Od początku moim założeniem było pisać teksty własne, czerpiące z różnych źródeł. Liczne powstające blogi, działające na zasadzie kopiuj/wklej z Wikipedii są dla mnie niezrozumiałe - po co komu przeglądać takie wpisy, skoro w lepszej jakości i z klikalnymi linkami może to samo zobaczyć na stronie źródłowej? Dlatego też często sprawdzam jedną informację w wielu miejscach, kompilując swe teksty

Częstotliwość postowania jest u mnie nieregularna - od dwóch wpisów w Czerwcu do siedmiu w Kwietniu, jak na razie jednak ukazało się 50 notek. Jest też parę napoczętych, do których nie mogę się jakoś przybrać, w każdym razie następny będzie o pewnym składniku napojów energetycznych, o którym krążą po świecie różne absurdalne pogłoski.

A teraz czas na trochę statystyk:

Dotychczas zanotowałem około 28 600 wejść na bloga, z czego około 300 to moje wejścia z innych komputerów. Głównie są to oczywiście wejścia z komputerów zarejestrowanych w Polsce, choć wewnętrzne statystyki pokazują mi też blisko półtora tysiąca wejść z Wielkiej Brytanii i siedemset z USA. Pięć najpopularniejszych postów to:
* Ten straszny benzoesan! - 1711
* Poison story (2.) - cyjanek -1652
* Otrzymywanie o i p-nitrofenolu - 1346
* Błękitne mundury i cyjanek w soli - 1313
* Poison Story (1.) - Stalinon - 1271
Jeśli chodzi o strony z których ludzie wchodzą na bloga, to oczywiście najwięcej wejść jest bezpośrednio z Google, zaraz po tem przychodzą takie strony jak Wykop.pl (3290 wejść) i Klikd.pl (1400), gdzie w ostatnich miesiącach kilku użytkowników intensywnie mnie poleca, za co im bardzo dziękuję. Kolejnym miejscem częstych wejść jest Blog de Bart (1136), gdzie nieoczekiwanie znalazłem się w blogpasku. Z podobnych przyczyn częste są wejścia z bloga New Chemistry, czy Laboratorium dra Dawidoffskiego, natomiast wejścia z Cudownych Diet są wynikiem mojej działalności w komentarzach.
Obecnie notuję około 150-200 wejść dziennie, gdy zaś zostanę polecony na Wykopie lub Klikdzie, wskutek znanego wszystkim efektu zaliczam po kilkaset odwiedzin. Głównie z tej przyczyny przez kilka miesięcy, aż do stycznia, miesięczna przeglądalność wzrastała u mnie w przybliżeniu ekspotencjalnie:

Artykuły komentowano 70 razy, nie licząc moich odpowiedzi, czasem podpowiadając różne zauważone przez przeglądających nieścisłości czy pomyłki w tekście.
Najczęściej użyte przeze mnie tagi tematyczne, to Z laboratorium, bzdury, zdjęcia, związki aromatyczne, związki kompleksowe, Chemia i życie, chromatografia, zdrowie, srebro.

A co tam u mnie? Nadal studiuję Chemię na UPH w Siedlcach, na trzecim roku, w związku z czym zastanawiam się, co takiego zrobić gdy skończę licencjat. Jak na razie nie mam powodu aby się gdzieś przenosić, więc zapewne zostanę jeszcze na studiach magisterskich. Jeszcze nie wybrałem kierunku, mogą to być studia analityczne, co byłoby kontynuacją kierunku, ale i chemia nieorganiczna nie wydaje się taka zła, się zobaczy.

A plany? Oczywiście dokończyć tych parę zaległych notek, pojawią się też następne odcinki Poison Story, które jak widać mają dużą popularność, choć doprawdy nie wiem ca co się tu złapać, bo informacji jest aż nadmiar - w samych zatruciach arszenikiem można przebierać jak w ulęgałkach, bo mamy i zatrucia zbiorowe i indywidualne; zbrodnicze, samobójcze i przypadkowe; w wodzie, w chlebie, w cukierkach i w zasypce dla niemowląt, słynne sprawy i zapomniane przypadki, w każdym razie o jakimś metalu ciężkim będzie i to niekoniecznie o znanym. Z tematów mitów chemicznych na pewno napiszę coś o amigdalinie. W prawdzie temat omawiano już na wielu blogach, czasem zbyt prześmiewczo a czasem zbyt nerwowo, ale nie tak jak ja zwykłem.

Jeśli macie jakieś uwagi do starych i nowych notek, czy propozycje, to możecie je podać w komentarzu do tej notki. W każdym razie, za wszystko Wam dziękuję.

wtorek, 13 września 2011

Krótka relacja z bardzo gorącego poniedziałku

Poniedziałek 12 września był dniem bardzo gorącym. Wprawdzie gdy o szóstej rano szedłem na pociąg było jeszcze względnie chłodno, aż wziąłem kurtkę, jednak sytuacja szybko uległa zmianie.

Najpierw po bułki i banany. Małyszowski zestaw okazał się po wielu próbach całkiem przyzwoitym śniadaniem na przed egzamin, akurat by rozepchać drżący od zdenerwowania żołądek, zapewnić mózgowi trochę cukru na rozruch i nie pobudzać pęcherza. Potem do biblioteki wydrukować referat.
Niestety wbrew oczekiwaniom referatu na skrzynce nie miałem. Co prawda drukowałem go i wysyłałem organizatorom, ale najwyraźniej użyłem pendrive'a - a ten zostawiłem w domu. "I co ja teraz powiem?" - myślałem zerkając na zegarek. Zbliżała się dziewiąta a ja musiałem jeszcze sprawdzić kilka wzorów. Zajrzałem więc na wzór ciśnienia osmotycznego i efuzji wg. Grahama, potem upewniłem się czy dobrze rozumiem wirialne równanie gazów rzeczywistych, potem jeszcze na równanie adiabaty ale Wikipedia nic mi nie wyjaśniła. A co jak zapyta o funkcje stanu? Z funkcji to ja jestem noga.

O odpowiedniej godzinie dowlokłem się pod salę, gdzie czekało tylko kilka osób. Umówiłem się, że wejdę w pierwszej dwójce. "Bo mam konferencję" - jak to poważnie zabrzmiało. Niestety po wejściu pani prof. dr hab. zajrzała do indeksu i nie znalazła wpisu w ćwiczeń. Musiałem wyjść i załatwić wpis. Potem oczywiście okazało się, że wpis był, tylko strony się skleiły, więc wszedłem po kolejnej osobie.
Tym razem pani prof. dr hab. nie znalazła w indeksie miejsca na wpis dla siebie i potraktowała mnie jak wyżej. Ostatecznie więc odpowiadałem jako piąty, a gdy zaliczyłem była już dziesiąta - właśnie zaczynała się konferencja. Ale po drodze trzeba było zajrzeć do panów profesorów od organicznej, po wpisy. Właśnie rozmawiali w gabinecie, trzeba poczekać. Po paru minutach wpukałem się ponownie.
"Przepraszam ale się śpieszę"
"To proszę przyjść innym razem"
Więc poszedłem.
Na auli

Gdy doszedłem już do biblioteki głównej UPH było po oficjalnym otwarciu i po wspólnym zdjęciu, zaś na auli trwał drugi referat. X Międzynarodowa Konferencja Studenckich Kół Naukowych trwała. Nie wiem jak było z jej międzynarodowością - w sekcji nauk przyrodniczych nie było żadnego zagranicznego prelegenta. Gdy wszedłem na salę studentka UPH Jowita Antoniuk mówiła o prawdopodobieństwie w życiu codziennym. Prezentacja składała się głównie ze wzorów, w tym dwumianów Newtona i silni, i objaśnienia co możemy tym obliczyć. Przedstawienie tematu wydało mi się nieżyciowe, ale dyskusja rozwinęła się ciekawie.
Następna referentka omawiała "Identyfikację genu odporności na rdzę brunatną Lr19 w wybranych odmianach pszenżyta za pomocą markerów STS" - tu autorów pracy było kilku a nie pamiętam kto akurat referował. Zajrzałem do zbioru materiałów konferencyjnych. Niestety pełnego tekstu mojego referatu tam nie było. Przysłałem go dosyć późno, dlatego znalazł się tam tylko abstrakt. Zerknąłem więc na przewidywaną kolejność i obliczywszy, że moja kolej nastąpi dopiero koło przerwy obiadowej, wymknąłem się z sali, zszedłem na parter do pokoju informacyjnego i usiadłem za komputerem. W ciągu następnej półgodziny wygrzebałem i wypisałem w zeszycie ważniejsze punkty wystąpienia - to znaczy te które pamiętałem.
Gdy wróciłem, uczestnicy pożywiali się w małej salce obok auli. Bułeczki z budyniem były przepyszne. Ciasteczka z otrębami też niczego sobie, ale największa różnorodność panowała wśród galaretek.
Uczestnicy

Po powrocie na aulę był referat "Sowy Siedlec" omawiający stanowiska różnych gatunków sów na terenie miasta. Głównym wnioskiem było stwierdzenie, że w miastach jest coraz mniej tych ptaków, zaś pójdźki przestały się pojawiać w ogóle. Szkoda.
Następna referentka Ewelina Sadowska z UPH mówiła o tanoreksji w szkołach. Tanoreksja to uzależnienie od opalania. Człowiek opalony jest dziś postrzegany jako zdrowy, ładny, seksowny, zaś chodzenie na plażę czy do solarium jest postrzegane jako element współczesnego życia, dlatego od całego tego Opalania można się uzależnić. W pracy przedstawiono wyniki ankiet w różnych grupach wiekowych, na temat częstości opalania i świadomości ryzyka. Okazało się, że obecnie problem zaczyna się już w wieku gimnazjalnym, przeżywa rozkwit w liceach gdzie dobra opalenizna na studniówce jest uważana za standard; i normuje się u studentów. Tam też największa jest świadomość zagrożeń i największa prewencja. Ponad połowa rodziców ankietowanych nie interesowała się tym, jak często ich dzieci chodzą do solarium, i to nie zależnie od ich wieku.

Następnie udaliśmy się do restauracji zjeść obiad. Był to obiad bardzo porządny, sycący i smaczny. Przy stolach odbywały się ożywione dyskusje. Akurat przy naszym dotyczyła różnic między naukami ścisłymi a humanistycznymi, a ściślej tego, na ile naukowe są te drugie. Tymczasem zaraz po przerwie ja miałem wystąpić, co wobec braku oryginalnego tekstu i prezentacji multimedialnej miało mi nastręczyć trudności.

Ostatecznie więc stanąłem wobec sali, przeprosiłem za uproszczoną formę i zacząłem:
"Proces naukowy trwa długo i niejednokrotnie właściwe odkrycie poprzedzone jest serią pomyłek, nieprzewidzianych trudności, błędów i zaniedbań. Jednak obraz nauki, jaki przedstawiają szkolne podręczniki, obejmuje wyłącznie etapy końcowe. Niezrozumiałe staje się więc, dlaczego sformułowanie równania, które można zapisać na tablicy kilkoma machnięciami dłoni, zajmowało nieraz..." - i jakoś mi to szło. Co chwila zaglądałem do zeszytu, zacinałem się dochodząc do punktów których nie pamiętałem, rozglądałem się z niepokojem po sali. Gdy skończyłem prowadzący zapytał:
"Czy ktoś ma jakieś pytania?" Niestety pytań nie było, dlatego zapytał czy wiem coś o bardziej współczesnych pomyłkach naukowych. Przyszedł mi do głowy tylko przypadek Taliomidu, leku przeciwbólowego w przypadku którego podczas badań wykazano bezpieczeństwo dla jednego z dwóch enancjomerów, zaś w fabrykach produkowano mieszaninę obu, skutkującą uszkodzeniami płodu.
Czy na pewno nikt nie ma żadnych pytań?


Następna referentka omawiała wpływ warunków przechowywania porzeczek na ilość drobnoustrojów na powierzchni owoców. Nie ma jej referatu w materiałach więc nie wiem jak się nazywała, pochodziła z uczelni w Chełmie. Praca w zasadzie sprowadzała się do zliczenia liczebności bakterii psychrofilnych i mezofilnych, drożdży i grzybów na powierzchni trzech gatunków porzeczek oraz sprawdzenia zmian ich ilości w czasie przechowywania w lodówce. Wnioskami było stwierdzenie, że ilość drobnoustrojów wzrastała w miarę upływu czasu, oraz wyliczenie: najwięcej drożdży było na porzeczkach białych, najmniej na czarnych; najwięcej bakterii było na... - brakowało natomiast prób wyjaśnienia skąd biorą się te różnice i czy jest to związane z gatunkiem owoców. Porzeczka czarna na przykład ma grubszą warstewkę woskową i większą zawartość związków aromatycznych w skórce, natomiast porzeczka czerwona charakteryzuje się mniejszymi pozostałościami okwiatu - co bez wątpienia wpływa na obecność drobnoustrojów. Dyskusja po wystąpieniu dotyczyła więc głównie niedostatków pracy.

Kolejne wystąpienie omawiało Ocenę wysokości i jakości plonu pszenicy ozimej, uprawianej w Polsce i Wielkiej Brytanii i była to bardzo ciekawa praca. Studenci UTP w Bydgoszczy zbadali parametry ziaren z pól w Polsce i uzyskane ziarna z zagranicy. Okazało się, że najlepsze polskie odmiany zarówno jakością jak i ilością plonu dorównywały dobrym odmianom angielskim, mimo blisko dwukrotnie mniej intensywnego nawożenia i posuszy na wiosnę. Ponadto zbyt intensywne nawożenie może przynieść większe straty niż korzyści. W dyskusji po prezentacji okazało się, że wiele krajów europejskich eksportuje z Polski ziarno na chleb - ja słyszałem tylko o Japończykach kupujących mąkę bez ulepszaczy.

Następne wystąpienie innych studentów tej uczelni dotyczyło Wpływu nawożenia na wielkość i jakość zbioru pszenicy Orkisz. Wnioski były paradoksalne - Orkisz tym gorzej plonował im mocniej był nawożony, polepszała się za to jakość ziarna. Było to zupełne przeciwieństwo wyników poprzedniej pracy. W dyskusji uznaliśmy, ze Orkisz jako stara odmiana, jest przystosowany do gleb ubogich. Prowadzący zwrócił też uwagę na to, że każda roślina ma pewien poziom, do którego przyrost ilości składników mineralnych będzie zwiększał wzrost, zaś przy dalszym przyroście roślina będzie słabła. Najwyraźniej dla Orkiszu to maksimum było bardzo niskie. Praca była dobrze opracowana pod względem statystycznym, uwzględniała istotność i korelację czynników.

Dwóch następnych referentów nie było, dlatego po przerwie na ciastka studenci z Uniwersytetu w Białymstoku omawiali Mechanizmy transportu energii w żarówce. Ten osobliwy przykład miał służyć za model działania prawa Stefana-Boltzmana. Wprawdzie dla samego włókna żarnikowego, którego powierzchnię obliczono dość pomysłowo, dało się zastosować model ciała doskonale czarnego, o tyle sama żarówka, jako całość, wykazywała dość duże odstępstwa, wynikające z niecałkowitego usunięcia gazów z wnętrza bańki. była to w sumie ciekawa praca.

Kolejna referentka Anna Światowska z Politechniki Wrocławskiej omawiała Otrzymywanie związków organicznych przez katalityczną pirolizę celulozy. Rozkład termiczny biomasy może być całkiem niezłą alternatywą dla rafinacji i krakingu ropy naftowej, ale katalizatory wspomagające ten proces nie były jeszcze dobrze zbadane. W pracy wykazano, ze chlorek glinu zwiększa ilość produktów rozpadu węglowodanów, ale czułem jakiś niedosyt.

Ostatni referat Pawła Radzikowskiego z UPH omawiał Florę leśnych ekosystemów wyspowych w okolicy Siedlec. W zasadzie stwierdził, że im większy jest las, tym więcej w nim gatunków leśnych, a im mniejszy, tym więcej gatunków pozaleśnych.

Uff! Miało być krótko a wyszło długo.

Tak więc moja pierwsza tego typu konferencja minęła, pierwsza publikacja (ale tylko abstrakt) zapisana na koncie, a ja z zaliczeniem ostatniego egzaminu.

Tekst referatu jaki miałem wygłosić pt. "Pierwiastki urojone" dodam za kilka dni.

piątek, 1 lipca 2011

Ach te praktyki!

W ramach obrazków z życia studenta:

Znalezienie dobrego miejsca na praktyki studenckie, nie jest taką prostą sprawą. Pierwsze koncepcje chodziły mi po głowie już w lutym, gdy zobaczyłem w telewizji krótki reportarz, w którym Laboratorium Ochrony Środowiska w Warszawie chwaliło się, jakie to nowoczesne sprzęty mają. Tam to by było fajnie praktykować. No i trochę Warszawy by się zobaczyło, tak sobie myślałem. A może labotatorium kryminalistyczne policji? Albo jakiś wielki zakład przemysłowy? Albo też... I tak sobie myślałem i myślałem, a tu i marzec i kwieceń minął, a nawet maj doszedł do połowy, ja zaś jakoś nie mogłem się zmobilizować do przedsięwzięcia stosownych kroków.
Lenistwo jest niestety moją piętą Achillesową, moim hamulcem i kamulcem zawadzającym drogę do sukcesów. Stąd między innymi nie jestem zbytnio dobrym studentem, raczej trójkowym niż piątkowym, choć wszyscy mi mówią, że jakiś potencjał mam.
Tak więc czas mijał, a ja jakoś nieskoro brałem się za szukanie miejsca na praktyki. Obudziła mnie dopiero wiadomość, że kilka osób z roku dostało się na praktyki w zamarzonym laboratorium, i że już nie ma tam miejsca. Wyszukałem więc listę kilkunastu laboratoriów i albo wysyłałem e-maile z zapytaniem o możliwość odbywania praktyk, albo dzwoniłem, ale owo szukanie jakoś tak przeciągnęło mi się w czasie. W Polfie miejsca były już pozajmowane podobnie jak w laboratoriach PLL Lot, w Chempanie mają przeprowadzkę laboratoriów, w Miejskim Laboratorium Chemicznym studentów z drugiego roku nie przyjmują, podobnie w Centrum Badań i Certyfikacji. Tak więc lista stopniowo mi się skracała.
A może w Białej? W końcu tu mieszkam. Wybór może niewielki, ale zawsze to blisko. Przeznaczyłem więc najbliższy wolny dzień na obejście odpowiednich placówek. W Sanepidzie przyjęto mnie miło, i powiedziano, że niestety studentów na drugim roku nie przyjmują, bo "więcej z takimi kłopotu niż pożytku". W Szpitalu Wojewódzkim najbliższy wolny termin wypadał na październik. Laboratoria medyczne, apteczne i wodociągowe w ten dzień nie pracowały. Tak zastał mnie koniec czerwca.
"Gotow jestem pójść gdziekolwiek" - powiedziałem sobie, i obdzwaniałem kogo się dało, z takim samym mizernym rezultatem. Gdyby dalej tak poszło, a ja nie znalazł bym miejsca przed sezonem urlopowym na uczelni, mógłbym ich nie zaliczyć, a w efekcie nie zaliczył bym semestru. przypomniałem sobie jednak jeszcze coś. Gdy obdzwaniałem wszelkie możliwe instytucje, w pewnym laboratorium w Siedlcach usłyszałem, że mają wolne terminy we wrześniu. Niezbyt mi taki termin pasował, bo we wrześniu będę miał jeszcze poprawkowe zaliczenia, ale lepszy rydz niż nic. Tu, ku mojemu dziwieniu, okazało się, że mogą mnie przyjąć i to na sierpień. Szybciutko pośpieszyłem do zakładu (ale nie od razu, bo ulica Starzyńskiego pomyliła mi się z Sierżyńskiego, i niepotrzebnie przewędrowałem pół miasta), uzgodniłem termin, i dałem do podpisu zezwolenie na praktyki.
W tym momencie uruchomiła się papierologia. Zezwolenie należało zanieść do profesora zajmującego się praktykami. Ten w zamian dał mi dwa inne papiery do wypełnienia i zaniesienia do dziekanatu. Niestety o tej godzinie dziekanat był zamknięty, dlatego dziś przyjechałem do Siedlec aby je złożyć. Najpierw poczekałem do otwarcia dziekanatu gdzie okazało się, że papiery są źle wypełnione (pomylone ulice!), trzeba było więc zaczekać na profesora od spraw praktyk i poprosić o następne, potem należało poczekać aż podpis złoży pani dziekan i pójść do zakładu aby przyjmujący mnie podpisał papiery. I niestety na miejscu okazało się, że tego pana dzisiaj nie ma. Będzie w poniedziałek.
Tak więc będzie jeszcze trochę latania. W każdym razie sądzę że Laboratorium Ochrony Środowiska Pracy w Siedlcach, to całkiem przyzwoite miejsce na praktyki. Jeśli jakaś analiza będzie ciekawa, a kierownik laboratorium się zgodzi, sfotografuję jej przebieg i umieszczę odpowiednią notkę na blogu.

-------
Ps. Ponieważ tematyka bloga jest określona dość wąsko, a moje zainteresowania są znacznie szersze, założyłem drugiego, służącego wpisywaniu rozmaitych luźnych ciekawostek. Mam nadzieję, że będzie równie ciekawy. Jego nazwa to Biblia curiosa

środa, 16 marca 2011

Witam

Witam serdecznie wszystkich, który oglądają teraz tą stronę. Jestem Kuba Grom i właśnie założyłem swój pierwszy blog.

Jestem studentem II roku Chemii na Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach, na specjalności Chemia Analityczna. Chemią interesują się już od dawna. Przeglądając najrozmaitsze blogi zauważyłem niemal całkowity brak poświęconych chemii. Jest kilka chlubnych wyjątków, w tym blogi dość profesjonalne, prowadzone przez naukowców, jednak wszystkie które nie zakończyły swej działalności na kilku postach policzyć można na palcach jednej ręki.
Mój blog nie pretenduje do miana profesjonalnego. Jego zadaniem jest zbierać wrażenia jakich doznaję obcując z tą Nauką. Będę tu umieszczał zdjęcia dokumentujące przeprowadzone na pracowniach doświadczenia, oraz rozmaite ciekawostki dotyczące chemii i okolic. Będę piętnował i objaśniał zauważone w mediach błędy i pomyłki. Nieraz będę wkraczał na terytoria takich dziedzin jak medycyna, fizyka czy biologia po to, aby odnieść się do niektórych chemicznych aspektów danego tematu. Planuję tu, jeśli cierpliwości i pomysłowości starczy, publikować artykuły popularnonaukowe o szczególnie interesujących odkryciach, oraz sceptyczne, odnoszące się do używania rozmaitych chemikaliów jako cudownych leków na wszystkie choroby.

Nazwa bloga - Nowa Alchemia - bierze się z luźnej myśli. Chemia jest dziś przecież nauką cudowną, zdolną syntezami przemienić bezużyteczne materiały w cenne, niejednokrotnie droższe od złota substancje, znajdujące wiele jakże potrzebnych zastosowań w codziennym życiu. I właśnie z tego zadziwienia wziął się ten blog.